Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie wy­szli, zabierając ze sobą martwe kurczaki.Kucharz i jego żo­na wstali.Pozostałe przy życiu kurczaki cicho gdakały, a dziewczynki wybuchnęły długo tłumionym szlochem.Panna Grutoff kazała wrócić wszystkim do głównej sa­li.Tam poinformowała nas drżącym głosem o tym, czego przed kilkoma dniami dowiedziała się z krótkofalówki i radia: Japonia zaatakowała Stany Zjednoczone i Amery­kanie wypowiedzieli Japonii wojnę.- Skoro mamy po swojej stronie Amerykę, Chiny będą mogły szybciej wygrać wojnę - powiedziała i zaczęła kla­skać, dając nam znak, żebyśmy poszły za jej przykładem.Chcąc sprawić jej przyjemność, uśmiechaliśmy się, udając, że wierzymy w tę dobrą nowinę.Wieczorem, kiedy dziewczynki poszły do swoich pokojów, panna Grutoff po­wiedziała nauczycielom, kucharzowi i jego żonie, czego jeszcze dowiedziała się od przyjaciół z Pekińskiej Szkoły Medycznej.- Zginęły kości Człowieka z Pekinu.- Zniszczone? - zapytał Nauczyciel Pan.- Nie wiadomo.Zniknęły.Wszystkie fragmenty czter­dziestu jeden prehistorycznych ludzi.Miały być zabrane po­ciągiem i załadowane na amerykański statek, który płynął z Tianjinu do Manili, ale statek zatonął.Niektórzy twierdzą, że skrzyń w ogóle nie załadowano na pokład.Powiadają, że Japończycy zatrzymali pociągi.Myśleli, że w skrzyniach są tylko rzeczy amerykańskich żołnierzy, więc rzucili je na to­ry, żeby przejechały je inne pociągi.Nikt teraz nie wie, co myśleć.Żadna z tych wersji nie jest dobra.Słuchając jej, poczułam, że moje własne kości robią się puste w środku.Cała praca Kai Jinga, jego poświęcenie, jego ostatnia wyprawa do kamieniołomu - miały się zmar­nować? Wyobraziłam sobie odłamki czaszki pływające wśród ryb w wodach portu, a potem opadające na dno, gdzie przysypuje je piasek wzburzany przez morskie wę­gorze.Ujrzałam inne fragmenty kości, które wyrzucają z pociągu jak śmieci, a potem opony wojskowych ciężaró­wek rozgniatają je na kawałeczki nie większe od ziaren piasku Gobi.Poczułam się, jak gdyby to były kości Kai Jinga.Następnego dnia wrócili Japończycy, żeby zabrać pan­nę Grutoff do obozu jenieckiego.Wiedziała, że tak się sta­nie, a jednak nie próbowała uciekać.- Nigdy z własnej woli nie zostawiłabym dziewczynek - powiedziała.Miała już spakowane walizki, włożyła kape­lusz podróżny, a na szyję narzuciła szal.Przy bramie żegnało ją pięćdziesiąt sześć płaczących dziewcząt.- Nauczycielu Pan, proszę nie zapomnieć lekcji apo­stołów! - zawołała, zanim kazano jej wsiadać na tył cięża­rówki.- I proszę dopilnować, żeby inni też przekazywali dobrą nowinę.Pożegnanie wydawało mi się dziwne.Innym też, dopóki Nauczyciel Pan nie pokazał nam, co panna Grutoff miała na myśli.Zabrał nas do głównej sali, gdzie stały posągi aposto­łów.Odkręcił rękę jednej figury.W środku była dziura, którą wydrążyli razem z panną Grutoff i ukryli w niej sre­bro, złoto i listę nazwisk byłych uczennic, mieszkających w Pekinie.Zajmowali się tym z panną Grutoff w ciągu ostatniego miesiąca, późnymi wieczorami.W każdym ^ apostołów była tylko część jej oszczędności, tak że gdyby Japończycy znaleźli pieniądze w jednym, jako poganie za­pewne nie wiedzieliby, w których spośród setek posągów szukać, by znaleźć resztę.Gdyby wokół sierocińca zrobiło się niebezpiecznie mieliśmy wykorzystać pieniądze, aby zawieźć dziewczęta do Pekinu, po cztery lub pięć naraz.Tam mogły się zatrzy­mać u byłych uczennic i przyjaciół szkoły.Panna Grutoff skontaktowała się wcześniej z tymi ludźmi, którzy zgodzi­li się pomóc, kiedy przyjdzie pora.Musieliśmy ich tylko poinformować o swoim przyjeździe przez radio.Nauczyciel Pan przekazał każdemu z nas - nauczycie­lom, pomocnikom i czterem starszym uczennicom - figurę jednego apostoła i odpowiedzialność za część pieniędzy na ucieczkę.I od dnia wyjazdu panny Grutoff kazał nam ćwiczyć rozpoznawanie apostołów i uczyć się na pamięć, gdzie znajduje się wydrążony schowek.Sądziłam, że wy­starczy, aby każdy z nas potrafił rozpoznać własną figurę, ale Siostra Yu powiedziała:- Powinniśmy wymówić na głos imiona.Wtedy aposto­łowie będą lepiej chronić nasze oszczędności.Musiałam powtarzać te imiona tyle razy, że nadal mam je w pamięci: Pida, Pa, Matu, Yuhan,Jiama yijiama er, Andaru, Filipa, Tomasa, Shaimin, Tadayisu i Budalomu.Zdraj­ca, Judasa, nie miał swojej figury.Mniej więcej trzy miesiące po wyjeździe panny Gru­toff Nauczyciel Pan uznał, że przyszedł czas jechać.Japoń­czycy rozgniewali się na komunistów, którzy wciąż kryli się na wzgórzach.Chcieli ich wywabić, mordując miesz­kańców pobliskich wiosek.Siostra Yu powiedziała GaoLing i mnie, że Japończycy robią przeokropne rzeczy z niewinnymi dziewczętami, z których najmłodsze miały po jedenaście czy dwanaście lat.Tak się działo w Tianjinie, Tungszanie i Nankinie.- Te, których potem nie zabili, usiłowały zabić się sa­me - dodała.Wyobraźnia podsuwała nam straszne obrazy i byłyśmy przerażone.Licząc cztery starsze uczennice, które pozostały w szko­le z powodu wojny, mieliśmy dwunastu opiekunów.Nawią­zaliśmy kontakt radiowy z przyjaciółmi panny Grutoff w Pekinie, którzy powiedzieli, że miasto jest okupowane i choć na razie panuje spokój, powinniśmy poczekać, aż sa­mi się do nas odezwą.Pociągi nie jeżdżą regularnie, a nie byłoby dobrze, gdybyśmy mieli tkwić przez kilka dni w różnych miastach po drodze.Nauczyciel Pan zdecydował, w jakiej kolejności będą wyjeżdżać poszczególne gru­py: najpierw grupa z Matką Wang, która miała nas potem poinformować, jak minęła podróż, potem uczennice pod opieką czterech starszych dziewcząt, potem żony kucha­rza, Nauczyciela Wanga, kucharza, GaoLing, moją, Siostry Yu i na końcu Nauczyciela Pana.- Dlaczego masz być ostatni? - spytałam go.- Wiem, jak obsługiwać radio.- Mógłbyś mnie bez kłopotu nauczyć.- Mnie też - powiedziały równocześnie Siostra Yu i GaoLing.Sprzeczaliśmy się, prześcigając się nawzajem w odwa­dze.Musieliśmy być trochę niegrzeczni wobec siebie i wyty­kać sobie różne rzeczy.Nauczyciel Pan nie mógł zostać sam z powodu słabego wzroku.Siostra Yu miała za słaby słuch.GaoLing miała kłopoty ze stopami i bała się duchów, przez co uciekała w złą stronę.Ze mną też nie wszystko było w po­rządku, ale wreszcie pozwolono mi jechać jako ostatniej, mogłam więc do końca odwiedzać grób Kai Jinga.Teraz mogę się przyznać, jak bardzo się bałam przez ostatnich kilka dni.Byłam odpowiedzialna za cztery dziewczynki: sześcioletnią, ośmioletnią, dziewięcioletnią i dwunastoletnią.Myśl, że zawsze mogę zginąć z własnej ręki, była dla mnie pociechą, ale denerwowałam się, cze­kając na śmierć z rąk Japończyków.Po wyjściu każdej grupy dziewcząt sierociniec zdawał się robić coraz więk­szy, a kroki pozostałych rozlegały się coraz głośniejszym echem.Bałam się, że żołnierze przyjdą i znajdą radio, a potem oskarżą mnie o szpiegostwo i będą torturować.Rozmazałam na twarzach dziewczynek trochę błota i po­wiedziałam im, że gdyby przyszli Japończycy, mają się drapać po głowie i skórze udając, że mają wszy.Prawie co go­dzina modliłam się do Jezusa i Buddy w nadziei, że któryś mnie wysłucha.Zapaliłam kadzidełko przed fotografią Drogiej Cioci, chodziłam na grób Kai Jinga i szczerze mó­wiłam mu o swoim strachu.- Gdzie się podział mój charakter? - pytałam go.- Mó­wiłeś, że jestem silna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript