Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy jednakże swe racje, byani czytelnika, ani siebie nie wciągać do tej sceny, dodamy więc tylko, że odtądWehsal płaszcz uprzejmego Hansa Castorpa nosił z podwójnym oddaniem.Tyle o nowym towarzystwie Hansa Castorpa przy stole.Miejsce po prawej byłowolne, a tylko przejściowo, przez kilka dni było zajęte: przez takiego samego hospi-tanta, jakim on sam był niegdyś, mianowicie przez przybyłego w odwiedziny krew-nego, gościa z równin, i jakby się chciało rzec, posła stamtąd  jednym słowem,przez wuja Hansa, Jamesa Tienappla.Było w tym coś z dziwnej przygody, że nagle siedział obok niego przedstawiciel- 83 - i wysłannik stron rodzinnych, noszący jeszcze w tkaninie swego angielskiego garni-turu atmosferę rzeczy starych i minionych, dawniejszego życia, głęboko pogrzeba-nego  wyższego świata.Ale musiało to przyjść.Już od dawna Hans Castorp liczyłsię w cichości z takim wtargnięciem tu równin i nawet trafnie przewidział osobę,której rzeczywiście wywiad został powierzony; zresztą nie było to trudne; Piotrbowiem, żeglujący po morzach, zaledwie mógł tu w grę wchodzić, a co do dziadkaTienappla, to było wiadomo, że żadne siły ludzkie nie ściągnęłyby go w te strony,których ciśnienie atmosferyczne mogło dlań być niebezpieczne.Nie, to jedynieJames mógł zostać wysłany przez rodzinę, aby zobaczył, co się dzieje z zaginio-nym; więc też już przedtem go tu oczekiwano.Odkąd jednak Joachim powrócił samjeden i do kół rodzinnych doszła wieść o tutejszym stanie rzeczy, przyszedł czas naatak, jeśli nie było nań już nawet za pózno, i Hans Castorp nie był ani trochę zdzi-wiony, gdy w niespełna dwa tygodnie po wyjezdzie Joachima portier wręczył mutelegram, który otworzył z trafnym przeczuciem: James Tienappel zapowiadał przy-jazd w najbliższym czasie.Miał w Szwajcarii coś do załatwienia i zdecydował sięna okolicznościową wycieczkę w góry do Hansa.Można go było oczekiwać poju-trze. Dobrze  myślał Hans Castorp. Pięknie  myślał.A nawet dodał cośw rodzaju:  Proszę bardzo!   Gdybyś wiedział  mówił w myślach do nad-jeżdżającego.Jednym słowem, przyjął zawiadomienie z wielkim spokojem, przeka-zał je zresztą radcy Behrensowi i zarządowi, kazał przygotować pokój  pokójJoachima był jeszcze wolny  i w dwa dni potem, o tej samej porze, o której tuprzybył, wieczorem koło ósmej, gdy już było ciemno, tym samym twardym wehiku-łem, w którym odprowadził Joachima, wybrał się na stację  Wieś po wysłańcarównin, chcącego tu zrobić porządek.Opalony na czerwono, bez kapelusza i bez płaszcza stał na skraju peronu, gdywtoczył się miniaturowy pociąg; stał przed oknem swego kuzyna wzywając go,żeby wysiadł, bo już zajechał.Konsul Tienappel  był właściwie wicekonsulem,z powodzeniem odciążając starego ojca także w pełnieniu tego honorowego obo-wiązku  był zmarznięty i otulał się w zimowy płaszcz, bo wieczór pazdzierni-kowy był rzeczywiście dotkliwie chłodny, do mrozu brakowało niewiele, a czućbyło, że nad ranem będzie mróz; wysiadł z przedziału, zdziwiony i wesoły, co obja-wił w formie trochę nikłej, ale bardzo kulturalnej, właściwej wytwornym panomz północno-zachodnich Niemiec; przywitał się z siostrzeńcem, podkreślając swezadowolenie z powodu jego znakomitego wyglądu: dzięki kulawcowi zwolniony odkłopotów z bagażem, wdrapał się wraz z Hansem Castorpem na wysokie i twardesiedzenie pojazdu.Jechali pod bogato ugwieżdżonym niebem, a Hans Castorp,- 84 - z głową podaną w tył, z wzniesionym wskazującym palcem, wyjaśniał swemu kuzy-nowi-wujowi górne strefy, słowem i gestem ujmował iskrzące się gwiazdozbiory,nazywał planety po imieniu  podczas gdy tamten, zajęty bardziej osobą swegotowarzysza niż kosmosem, mówił sobie, że wprawdzie ostatecznie można teraz tutajzaraz mówić właśnie o gwiazdach, że nie jest to wręcz objawem pomieszania zmy-słów, że jednak naturalniejsze byłyby niektóre inne tematy.Odkądże zna się on takna niebie, pytał Hansa Castorpa, który mu odrzekł, że jest to zdobycz wieczornegowerandowania wiosną, latem, jesienią i zimą.Jak to? Czy w nocy leży na balkonie? Ależ tak.I konsul też to będzie robił.Nie będzie mieć wyboru. Zapewne, rozumie się  rzekł James Tienappel, uprzedzający i cośkolwiekzastraszony.Wychowanek jego ojca mówił spokojnie i monotonnie.Bez kapeluszai płaszcza siedział przy nim w bliskim mrozu chłodzie jesiennego wieczoru. Czyty nie marzniesz?  pytał go James, sam bowiem trząsł się pod grubym suknempłaszcza, a mówił spiesząc się i zarazem utykając, bo zęby jego okazywały skłon-ność do szczękania. My nie marzniemy  odrzekł Hans Castorp spokojniei krótko.Konsul patrzył nań z boku i nie mógł się napatrzyć.Hans Castorp nie zapytało krewnych i znajomych w domu.Pozdrowienia stamtąd, które James mu przekazał,także i od Joachima, będącego już w pułku i promieniejącego szczęściem i dumą,przyjął spokojnie i z podziękowaniem, ale się już dalej w sprawy rodzinne niezapuszczał.Zaniepokojony czymś nieokreślonym, co do czego nie mógł zdać sobiesprawy, czy ma zródło w siostrzeńcu, czy też w nim samym, w fizycznym samopo-czuciu, jakie się ma w podróży, James rozglądał się, niewiele jednak mógł dojrzećw krajobrazie górskiej doliny; wciągnął głęboko powietrze, a wydychając jeoświadczył, że jest wspaniałe.Niewątpliwie, odpowiedział tamten, nie darmo maświatową sławę.Działa ono silnie.Wprawdzie przyśpiesza proces ogólnego spala-nia, jednakże organizm odkłada przy tym białko.Może leczyć choroby, które czło-wiek w sobie nosi w zarodku, ale na razie je nasila, przez to, że w ogóle pobudzaorganizm i doprowadza zarodki choroby, jeśli tak rzec można, do uroczystegowybuchu. Jakeś to powiedział: uroczystego?  Tak jest.Czyż nie zauważył, żewybuch choroby ma w sobie coś uroczystego, jest dla ciała rodzajem zabawy.Zapewne, rozumie się  spiesznie powiedział wuj, nie panując nad dolną szczęką,po czym oznajmił, że może pozostać osiem dni, to znaczy tydzień, wiec siedem dni,może nawet tylko sześć.Dzięki kuracji, która się przedłużyła ponad wszelkie ocze-kiwanie, Hans Castorp wygląda zdrowo i mocno, więc przypuszcza, że z nim odrazu pojedzie do domu.- 85 -  No, no, tylko nie zaraz tak gwałtownie  rzekł Hans Castorp.Wuj Jamesmówi tak jak ludzie z dołu.Niech się tu najpierw trochę u nas rozejrzy i wżyjew nasze stosunki, a zmieni na pewno swe poglądy.Chodzi o całkowite wyleczeniesię, ta całkowitość jest istotna.A Behrens ostatnio mruknął jeszcze coś o pół roku.W tym miejscu wuj zwrócił się doń mówiąc mu  chłopcze i zapytał, czy nie zwa-riował. Czyś ty zupełnie zwariował?  zapytał.Jego wakacje trwają już pięćkwartałów, a teraz ma być jeszcze pół roku! Na miłość boską, tyle czasu się prze-cież nie ma!  Tu Hans Castorp spokojnie i krótko zaśmiał się do gwiazd.Czasu!Jeśli o to chodzi, o ludzki czas, to James będzie musiał zrewidować swe z dołuprzywiezione pojęcia, zanim tu w górze będzie mógł o tym mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript