Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pew­no bardzo dobrze o tym wiesz - dodała z dobrego serca.Nie miał odwagi skłamać w jej obecności, toteż mruknął coś niewyraźnie.Mimo wszystko był jej ogromnie wdzięcz­ny.- Masz teraz innego? - spytał nerwowo.- Kogoś no­wego?- Nie, raczej nikogo -odpowiedziała wesoło, potrząsając głową.- Aha!Z jakichś nieznanych powodów dziewczyna roześmiała się, lecz bez złośliwości.W końcu wyjawiła, po co przyszła.- Przysłali mnie do drwala, który tutaj mieszka, nazywa się Jorgen, prawda? Ale o tej porze chyba nie ma go w do­mu.- Nie, jest w lesie - odpowiedział Mattis z odrobiną niechęci.Pomylił się, dziewczyna przyszła do Jorgena.- No, to może tobie powiem, o co chodzi.Chyba potra­fisz powtórzyć? - wyrwało się jej mimo woli.Mattis poczerwieniał.Dziewczyna, choć była płocha, zau­ważyła to od razu.Mattis bał się przyjąć zlecenie.Może wszystko mu się po­kręci, w chwili kiedy będzie miał je przekazać.Tym bar­dziej, że sprawa dotyczyła Jorgena.- Jeżeli wolisz, możesz powiedzieć, co chcesz, mojej sio­strze, jest w chacie - odparł rozgoryczony.Dziewczyna zachichotała.- Dobrze.Nie przyszło mi to do głowy.Żwawym krokiem zmierzała do chaty.Mattis powiódł za nią wzrokiem, nie miał już do niej żalu.W ciągu lata zmie­nił się, bo woził po jeziorze Inger i Annę, bo wyszedł z kryjówki podczas burzy i doskonale radził sobie jako przewoź­nik.Czemu zatem nie miałby wybaczyć dziewczynie słów, których nie powinna była powiedzieć.Pospiesznie układał plany związane z niespodziewanym gościem, chciał nawiązać przerwaną rozmowę.Oddalił się od domu na tyle, aby wychodząc nie mogła go dostrzec, i czekał.W powrotnej drodze dziewczyna musiała go minąć.Przewidywania Mattisa były słuszne.Po chwili dziewczy­na ukazała się na ścieżce, i wpadła prosto na Mattisa, zła­pał ją w potrzask.Mimo to na jego widok roześmiała się wesoło.- Aha, tu jesteś? Stanąłeś na czatach, żeby zobaczyć, kiedy będę wracała.Nadzwyczajna rzecz, jak ci mądrzy ludzie od razu wszyst­ko zawsze wykryją.W każdym razie najczęściej.Mattis nie potrafił odpowiedzieć jej równie lekkim i beztroskim to­nem, zaprzątały go sprawy zbyt trudne, zbyt doniosłe.Po­stąpił krok naprzód i z powagą zapytał:- Czy mogę odprowadzić cię kawałek? Tylko do szosy?- Możesz, naturalnie - odpowiedziała po prostu.- Tak myślałem, bo teraz nie masz ukochanego.- Tego nie powiedziałam, powiedziałam tylko: raczej nie mam.Ale jest jeden.trochę.Mattis ze zdziwienia szeroko otworzył oczy.Twarz mu się jakby skurczyła.Niczego nie pojmował.- No, idziesz ze mną? Oczywiście jeśli masz ochotę.- Ochotę?Naprawdę nie rozumiał.Jeżeli miała najdroższego, to nie mógł jej towarzyszyć.Bo i po co?W chwili kiedy zamierzała odejść, Mattis zrobił ręką ruch, jakby chciał ją zatrzymać, lecz pohamował się.Dziewczyna przystanęła.Na skraju ścieżki leżał duży płaski kamień.Leżał tutaj od niepamiętnych czasów, ale dopiero dzisiaj jakby wyłonił się nagle z próżni.Mattis powinien był odejść, lecz powstrzy­mał go kamień, sam nie wiedział, jak to się stało, że wska­zując na niego prędko zawołał:- Płaskie kamienie są po to, żeby na nich siedzieć.Powiedział te słowa w taki sposób, że nim zdążył się obej­rzeć, dziewczyna już usiadła na kamieniu.Kamień był duży, Mattis uważał, żeby dziewczyny nie dotknąć.Czego chciał? Sam nie był pewien.Może pragnął coś usłyszeć? Poczuć jej bliskość? W każdym razie nie mógł siedzieć i milczeć, dziewczyna patrzyła na Mattisa pytają­co; wyraźnie oczekiwała, że on się do niej odezwie.- Prawda, jak mądrze powiedziałem? - spytał niespo­dziewanie.Dziewczyna nie mogła spokojnie usiedzieć.Źdźbłem tra­wy muskała własny policzek, poruszała nogą.- Ale co?- O płaskim kamieniu przecież! I żeby usiąść.Dziewczyna zerwała się na równe nogi.- Tobie także czegoś się zachciewa? - w głosie jej brzmiało niezadowolenie; może miała go dosyć.“Miała go dosyć”.- Ale dlaczego - spytał zalękniony.- Usiądź z po­wrotem na kamieniu.Dziewczyna wyraźnie zamierzała odejść, Mattis zaś nie śmiał uczynić najmniejszego ruchu.- Nie wiedziałem, że to coś złego - dodał.- Nie, naturalnie.Ale ja nie mam czasu.- Rozumiesz, że.- Dosyć tego, to nie ma sensu - wybuchnęła.- Nie mamy sobie nic do powiedzenia, prawda?Zaraz odejdzie.Skinęła głową przyjaźnie, lecz jakby tro­chę zawstydzona, i oddaliła się.Mattisa nurtowało jedno wspomnienie.- Tamte były inne! Z nimi dużo rozmawiałem - zawo­łał.Dziewczyna zatrzymała się.- Tamte? Nie wiem, o kogo chodzi.- Jak mówię tamte, to myślę Inger i Anna - odpowie­dział stłumionym głosem.- Na pewno słyszałaś o nich?- Ja.no tak, słyszałam.- Pływaliśmy po jeziorze, rozmawiałem z nimi cały dzień.One były inne.Dziewczyna zawróciła, spojrzała Mattisowi prosto w oczy, on odwrócił wzrok.Na co czekał? Nie wiedział.Ale czekał.- Słuchaj Mattis.Drżał na całym ciele.- Co?Stała tuż obok.Patrzyła mu w oczy.- Ja.- zaczęła.- Nie wiadomo, jak z tobą rozmawiać, rozumiesz!Po tych słowach szybko pogłaskała go po policzku i ode­szła spiesznym, lekkim i miarowym krokiem - tym razem na dobre.Mattis nie usiłował nadać nazwy uczuciu, które go teraz ogarnęło, ale wszystko było dobrze, znacznie więcej niż dobrze.Dziewczyna natchnięta szczęśliwą myślą uczyniła coś, czego nie zrobiła ani Inger, ani Anna, a wskutek tego za­pewniła sobie zupełnie wyjątkową pozycję.Mattis siedział na kamieniu, długo, bardzo długo.40Stało się.Nastąpiła całkowita zmiana: błyskawica rozjaśni­ła mrok.Nagle wszystko stało się dla niego jasne.Jasne i nie­ubłagane.Zerwał się z kamienia niby rażony gromem.Wewnętrzna błyskawica wszystko rozjaśniła.“Nie zdołam tego zrobić” - pomyślał zatrwożony.Zapomniał o dziewczynie.Przed chwilą, jeszcze upojony radością, którą ona mu sprawiła, ujrzał w świetle błyskawi­cy drogę wyjścia.Gotową drogę wyjścia objął spojrzeniem - całą, od końca do końca.Nagle i zdecydowanie przecięty został węzeł nagromadzo­nych trudności.Mattis musiał wejść na tę drogę bez zada­wania pytań, bez lęku - mimo wewnętrznego drżenia.Wiedział, co ma zrobić, zrozumiał to i godził się z tym niemal dobrowolnie.Światło zapłonęło, gdy siedział na tym błogosławionym kamieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript