Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łeńka mimowszystko nie wytrzymała i spytała: - A ostatnio nikt w okręgunie zaginął? - babki popatrzyły na siebie, a potem na nas, chybanie rozumiejąc.- No, może ktoś wyjechał i do tej pory niewrócił?Odchrząknęłam, dając przyjaciółce do zrozumienia, że zabardzo daje się ponieść, i zapytałam ciotkę Augustę:- Iwan jest w domu? - A po co on wam?- Chciałyśmy go spytać o młyn, chłopcy często widzą różnerzeczy, może kogoś zauważył?- Od wczoraj go nie widziałam.Słyszałam, jak o jedenastejw nocy trzasnęły drzwi, a jak wstałam rano, to na tarasiepusto.Tam zwykle śpi.Jak będzie chciał, to przyjdzie.- A kto ma klucze od kłódki w młynie? - spytałam.- Przecie młyna nikt nie zamykał.- zdumiały się kobiety.- A może milicjant? - zasugerował Wasilij.- %7łebydzieciarnia tam nie właziła i karku nie skręciła.Tylko jaka tuu nas dzieciarnia.- W tym momencie posępniał, popatrzył nanas bardziej przytomnie i zapytał: - A kłódka jaka?- Zwyczajna - odparłam, bo nie znam się na kłódkach.- Klucz wkłada się od dołu? - nie poddawał się Wasilij.- Chyba tak.- Bo mnie zginęła kłódka razem z kluczami.Leżała sobie nawarsztacie, a potem Gutka poprosiła o kłódkę, żeby łaznięzamykać, patrzę, a kłódki nie ma.Może to moja?- Może.- Wzruszyłam ramionami.- Pójdę popatrzeć.- Wasilij poszedł w stronę młyna, terazjuż bez widocznych oznak niedawnego upojenia.Jak widać,perspektywa odzyskania kłódki podziałała na niegootrzezwiająco.Kobiety zastanawiały się, jak powiadomić batiuszkę zZaruczja o cudownym odzyskaniu ikony, a myprzypomniałyśmy sobie, że w pensjonacie właśnie podanośniadanie.Po porannych przygodach byłyśmy strasznie głodne.Szłam przodem, zastanawiając się, co mnie tak dręczy, a wpewnym momencie %7łeńka powiedziała:- Dziwne, że Wowa Tatarin do tej pory nie zjawił się wdomu.Zmyliłam krok i popatrzyłam przyjaciółce w oczy.- Myślisz?.- Och! - krzyknęła cicho.- Wcale nie myślałam, ale teraz,jak spytałaś.Ale przecież to nie była głowa Tatarina?- Nie - zaprzeczyłam z przekonaniem.- Nieobecność IwanaBorodina też mnie niepokoi.Po obiedzie pójdziemy ich szukać.- A może niepotrzebnie dramatyzujemy? - odezwała sięprzyjaciółka.- Wowa może faktycznie spać w rowie, a Iwan toprzecież dziecko, a dzieci mają zwykle mnóstwo własnychspraw.Aazi gdzieś.Wiesz, Anfisa, tak bym chciała, żebyokazało się, że ta głowa nam się przywidziała ze strachu.- Wiesz co.Wczoraj u ciotki Augusty chłopak dziwnie sięzachowywał, jakby się czegoś bał.- A czego miałby się bać?- Może wtedy w nocy widział nas w młynie i dlatego wczorajnie ucieszył się na nasz widok? Bał się, że go poznałyśmy iposkarżymy babce.- Myślisz, że z tym plecakiem to był Iwan? Zielony myśliwypowinien być ogromnego wzrostu.A ten jaki był?- Co się mnie pytasz, przecież stałaś obok.- Stałam - przyznała %7łeńka - ale się nie przyjrzałam.- Ja też nie.Na pewno nie mógł być gigantem, bo wtedy niedałybyśmy mu rady.- Co racja, to racja - przyznała ze smutkiem %7łeńka.Rozumiałam ją.Myśl, że morderstwo popełnił dzieciak,niechby nawet upośledzony, nie była miła.- A może nam sięzdawało.- westchnęła i resztę drogi przebyłyśmy wmilczeniu.Gdy weszłyśmy do stołówki, wszyscy goście już tam byli.- I jak tam artykuł? - spytał Walera, gdy się przywitałyśmy.- Zbieramy materiały - odparła %7łeńka, a ja naglepomyślałam, że przy tych wszystkich diabelskich sprawkachzapomniałyśmy o naszych podejrzanych sąsiadach.- A gdzie panie przepadacie? Wczoraj chciałem zaprosić wasna filiżankę herbaty.- Rozmawiamy z tutejszymi mieszkańcami.- %7łeńkawzruszyła ramionami.- Ach tak? A już myślałem, że polujecie na Kukuja.- %7łeby go złapać, trzeba by się dostać na wyspę - odparłaabsolutnie poważnie %7łeńka, jakby nie zauważając ironii Walery.- Bo właśnie tam mieszka Kukuj, jeśli wierzyćlokalnemu folklorowi.A na wyspę niełatwo trafić.Myślę, żemiejscowi coś tam ukrywają, i to wcale nie Kukuja, tylko cośznacznie bardziej prozaicznego.Poprzestawiali tyczki, żebynikt nie mógł tam dotrzeć, i nie chcą służyć za przewodników.Jestem pewna, że jeśli zna się drogę, to trafić na wyspę nie jesttrudno, rzecz w tym, że mieszkańcy nie chcą, żeby tam dostałsię ktoś obcy.- I co tam jest, pani zdaniem? - spytał WładysławPietrowicz.- Złoto, brylanty?- Nie sądzę.Może jakiś nielegalny zakład produkcjispirytusu, coś w tym rodzaju? Dziś planujemy spotkać się zmilicjantem, może on rzuci nieco światła na niechęćtutejszych mieszkańców do ujawniania swoich tajemnic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript