Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała wykorzystać lepsze oświetlenie, żeby wyraźnie zobaczyć twarz mężczyzny.Jednak była ona zamazana, ciągle się zmieniała.- Co się stało, och, co się dzieje?!Uśmiechnął się.Czy to był ten uśmiech, który tak kochała? Nie mogła sobie dokładnie przypomnieć.- Ja.muszę teraz odejść - wyjąkał tak cicho, że ledwie go słyszała.- Nasz czas jeszcze nie nadszedł.Wyrwał się z jej uścisku i oparł o zawiniętą w długą szatę postać, która pojawiła się przy jego boku.Ponad ich głowami wirowała mglistość.- Nie patrz, jak odchodzę.jak wracam do ziemi - w jego głosie było błaganie.- Dla ciebie to śmierć.Aż wróci nasz czas.Spójrz, nasz syn!Musiała odwrócić wzrok, szybko.Klękając rozłożyła szeroko ręce.Jimmy uderzył w nią jak gorąca', masywna kula armatnia.Mierzwiła mu włosy, całowała wgłębienie pod brodą, śmiała się i płakała, i paplała jak idiotka; i nie był to duch, wspomnienie, które rozpłynęło się, gdy przestała patrzeć.Jej oczy, skupione na szukaniu śladów krzywd, które go mogły spotkać - głodu, choroby, przerażenia - i żadnych nie znajdując, od czasu do czasu chwytały obrazy tego, co działo się wokół.Ogrody zniknęły.Ale to było nieważne.- Tak tęskniłem za tobą, mamo.Zostaniesz?- Zabiorę cię do domu, najdroższy.- Zostań.Tu jest przyjemnie.Pokażę ci.Ale ty zostań.Przez półmrok zmierzchu przebiegł poszept.Barbro wstała.Jimmy przylgnął do jej ręki.Stali przed Królową.Bardzo była wysoka w swych szatach utkanych ze świateł północy i w swej gwiezdnej koronie, i w girlandach niepocałujek.Jej twarz przywodziła na myśl Wenus z Milo, której zdjęcie Barbro często oglądała w krainach ludzi, była jednak bardziej świetlista i miała w sobie więcej dostojeństwa.Ogrody wokół Królowej znów zbudziły się do istnienia, wraz z nimi pałac Mieszkańców i niebosiężne wieże.- Bądź pozdrowiona i witaj - przemówiła głosem jak pieśń - już na zawsze.Przełamując wypełniający ją lęk Barbro powiedziała:- Matko Księżyców, pozwól nam wrócić do domu.- To być nie może.- Do naszego świata, małego i ukochanego - Barbro śniła, że błaga - który zbudowaliśmy dla siebie i hołubimy dla naszych dzieci.- Do więziennych dni, nocy pełnych gniewu, pracy, która kruszy się w palcach, do miłości obracających się w próchno lub kamień, lub chwastolot, do strat i bólu, i pewności jedynej tego, że koniec będzie tylko nicością.Nie.Również ty, która się staniesz Wędrującą, będziesz się radować, gdy sztandary Pozaświata przybędą z łopotem do ostatniego z miast i człowiek się wreszcie wypełni życiem.Teraz idź z tymi, którzy cię nauczą.Królowa Powietrza i Mroku wzniosła ramię gestem wezwania.Zawisło w powietrzu, jednak nikt się nie zjawił.Spoza fontann i muzyki dobiegł złowrogi warkot.Buchnęły ognie, zagrzmiały pioruny.Tłumy Jej sług pierzchły z krzykiem przed stalową groźbą, z hukiem wjeżdżającą na zbocze góry.Puki zniknęły w trzepocie przerażonych skrzydeł.Nikory rzucały swe cielska przeciw pseudożywemu najeźdźcy i przepadały, aż ich Matka krzyknęła, aby uciekały.Barbro przewróciła Jimmiego i zakryła go swoim ciałem.Wieże chwiały się i rozpływały w dymie.Góra stała naga pod mroźnymi księżycami, okryta tylko osypiskiem kamieni, masywnymi głazami i w oddali lodowcem, w którego głębiach pulsowało błękitem światło zorzy.W skalnej ścianie ciemniało wejście do jaskini.Tam kierował się strumień uciekających, szukając schronienia w podziemiach.Niektórzy z nich byli ludźmi z urodzenia, niektórzy groteskowymi stworami, jak upiory, puki czy nikory, jednak większość stanowiły istoty małe i chude, łuskowate, długoogoniaste i długopyskie, w niczym nie przypominające ani ludzi, ani Zewnętrznych.Przez kilka chwil - nawet gdy Jimmy zanosił się płaczem na jej piersi, być może w równym stopniu dlatego, ze czar prysł, jak i dlatego, że Jimmy się bał - Barbro było żal Królowej, stojącej samotnie ze swą nagością.Później również i ta istota uciekła i świat Barbro rozsypał się na kawałki.Strzały umilkły, pojazd zatrzymał się z chrzęstem.Wyskoczył z niego chłopiec, krzycząc dziko:- Cieniu Snu, gdzie jesteś?' To ja.Pasterz Mgły! Chodź tutaj, chodź! - aż sobie przypomniał, że język, w którym zostali wychowani, nie był ludzki.Krzyczał więc dalej w tej innej mowie, aż z krzaków, w których dotychczas się chowała, wymknęła się dziewczyna.Patrzyli na siebie poprzez kurz, dym i księżycową poświatę.Pobiegła ku niemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript