Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdybym był wiedział, że to pan  zaczął znowu Bob  wyskoczyłbym i uściskał go.Alena honor, myślałem, że to przychodzi poborca podatkowy. Naprawdę? Tak, tak! Już miałem powiedzieć, że nie ma mnie w domu i że jeżeli jest jakie pismo, tonie omieszkam doręczyć go sobie, gdyż poborca podatkowy nie zna mnie, tak samo jak i po-borcy należności za gaz i naprawę bruku.Natomiast obawiam się, że poborca kościelny do-myśla się, kim jestem, a pobierający taksę za wodę przypuszczalnie nawet wie, gdyż w pierw-szym dniu mego pobytu wyrwałem mu ząb.Ale wejdz pan, wejdz!To mówiąc, Bob popchnął pana Winkle'a do tylnego pokoju, gdzie siedział ni mniej, niwięcej tylko pan Ben Allen we własnej osobie.Bawił się on wytwarzaniem małych okrągłychwklęsłości w ramach komina, co czynił za pomocą rozpalonego pogrzebacza. Doprawdy  zawołał pan Winkle  jest to przyjemność, jakiej się nie spodziewałem.Ja-kie śliczne macie mieszkanie! Niezłe, niezłe  odrzekł Bob. Otrzymałem dyplom wkrótce po owym sławnym wieczo-rze, a moi przyjaciele wypróżnili swe sakwy, by mi kupić ten zakład.A więc naciągnąłem nasiebie czarny frak, włożyłem okulary i przybyłem tu z miną jak można najuroczystszą. I zapewne ma pan piękną klientelę?  zapytał pan Winkle. O! Tak drobną, że przy końcu roku cały zysk można by umieścić w małym kieliszku inakryć listkiem porzeczkowym. %7łartuje pan.Sam towar. Finta, mój kochany panie.Jedna połowa szuflad zupełnie pusta, a druga zupełnie się nieodmyka. %7łartuje pan! To fakt  odrzekł Bob, idąc do sklepu i udowadniając prawdę swego twierdzenia gwał-townym szarpaniem za złocone gałki przy szufladach. Niech mię licho porwie, jeżeli jestchoć jedna rzecz prawdziwa w całym sklepie z wyjątkiem pijawek: a i te były już raz używa-ne. Nigdy bym nie przypuszczał!  zawołał pan Winkle pełen zdumienia. Ja myślę  odparł Bob. W przeciwnym razie do czegóż by jej służyły pozory? Ale cze-go się pan napije? Tego, co i my? Dobrze, Ben, wsadz no rękę do bufetu i sprowadz nam tu77 patentowaną miksturę na niestrawność.Beniamin Allen uśmiechnął się i wyciągnął z bufetuczarną butelkę do połowy napełnioną wódką. Pan chyba nie dodaje wody?  rzekł Bob do pana Winkle'a. Jeszcze jest dość wcześnie  odpowiedział pickwickczyk  i wolałbym domieszać trochęwody, jeżeli pan nie ma nic przeciw temu. Bynajmniej, jeżeli sumienie pańskie pozwala na to  odrzekł Bob, przełykając ze sma-kiem trochę dobroczynnego płynu.Pan Beniamin Allen wydobył następnie z tej samej skrytki małe miedziane naczynie; Bobmówił, że jest dumny z niego, gdyż ma ono apetyczny wygląd.Gdy w naczyniu tym zagoto-wano wodę przy pomocy węgla kamiennego wydobywanego ze skrzyni noszącej napis:  Wo-da sodowa , pan Bob ochrzcił wódkę i rozmowa ożywiła się.Wtem przerwało ją przybyciemłodego chłopca ubranego w szarą liberię, kapelusz ze złotym galonem i trzymającego wręku przykryty koszyk.Bob bezzwłocznie zwrócił się do niego. Tomie, włóczęgo! Chodz tu! (chłopak zbliżył się).Zatrzymywałeś się pewnie przywszystkich latarniach w Bristolu, ty szkaradny próżniaku! Nie, panie  odpowiedział chłopak. Pilnuj się  zaczął znów Bob groznym tonem. Czy myślisz, że przyjdzie ktoś do chi-rurga, którego sługa bawi się w rynsztokach w piłkę albo puszcza na ulicy latawca? Pamiętaj,byś zawsze miał w poszanowaniu swoją profesję.Czyś poroznosił lekarstwa, próżniaku? Poroznosiłem, panie. Proszek dla dzieci do wielkiego domu, gdzie mieszka niedawno przybyła rodzina? A pi-gułki przeczyszczające do starego, gderliwego i podagrycznego gentlemana? Zaniosłem, panie. Więc zamknij drzwi i pilnuj sklepu. No, no!  zawołał pan Winkle, gdy chłopak oddalił się  interesy nie idą tak zle, jakchcieliście we mnie wmówić.Zawsze przecież dostarczacie jakieś lekarstwa.Bob Sawyer zajrzał do sklepu, by się przekonać, iż nie ma w nim niepowołanych uszu,potem, pochylając się do pana Winkle, rzekł cichym głosem: Chłopak zanosi je zawsze pod fałszywym adresem.Twarz pana Winkle'a świadczyła, iż nie rozumiał tych słów, ale Bob i jego przyjacielśmiali się jak opętani. Pan mnie nie rozumie?  rzekł wreszcie Bob. Chłopak idzie do pierwszego lepszegodomu, dzwoni, rzuca służącemu paczkę bez adresu i odchodzi.Służący niesie paczkę do ja-dalnego pokoju; pan domu otwiera ją i czyta:  Wypić wieczorem.Pigułki według recepty;mikstura idem.Według przepisów Sawyera, dawniej Nockemorfa itd.itd. Gentleman poka-zuje pakiet swojej żonie, ta czyta napisy i odsyła wszystko służącym; służący także czytająnapisy.Na drugi dzień chłopak wraca:  Bardzo przepraszam.Omyliłem się.Tyle roboty, tylelekarstw do roznoszenia.Pan Sawyer, dawniej Nockemorf, składa swoje uszanowanie. Na-zwisko pozostaje w pamięci; w tym cała sztuka! To lepsze niż wszelkie ogłoszenia.Mamyjedną flaszkę, która obiegła w ten sposób połowę domów w Bristolu i jeszcze nie skończyłaswej wędrówki. No, proszę! Teraz rozumiem!  zawołał pan Winkle. Pyszny pomysł! Ho, ho! My z Benem wynalezliśmy tuzin podobnych  mówił dalej wielki farmaceuta zwielkim zadowoleniem. Stróż zapalający latarnie otrzymuje osiemnaście pensów na tydzieńza to, że targa mój dzwonek przez dziesięć minut za każdym razem, gdy przechodzi mimomego mieszkania; w niedzielę chłopak mój wpada do kościoła podczas psalmów, właśnie wchwili gdy nikt nie ma nic do czynienia, tylko ogląda się, dokoła; chłopak woła mię z wielkimzakłopotaniem. Oho!  mówią pobożni  ktoś musiał nagle zachorować; szukają Sawyera,dawniej Nockemorfa, jak ten młody człowiek ma wiele zajęcia!78 Odkrywszy w ten sposób tajemnicę sztuki lekarskiej, pan Bob Sawyer i jego przyjaciel BenAllen odchylili się w krzesłach i wybuchnęli hałaśliwym śmiechem.Ulżywszy w ten sposóbswemu sercu, znów rozpoczęli rozmowę i dotknęli w niej przedmiotu bezpośrednio obcho-dzącego pana Winkle'a.Zdaje się, iż powiedzieliśmy już na innym miejscu, że pan Beniamin Allen zwykle stawałsię bardzo sentymentalny, gdy nieco wypił.Nie jest to jedyny wypadek tego rodzaju, jak mo-żemy stwierdzić sami, gdyż mieliśmy nieraz do czynienia z pacjentami dotkniętymi tą samąprzypadłością.W tym okresie swego żywota pan Allen miał większą niż zwykle skłonność dosentymentalizmu.Przypadłości te pochodziły stąd, iż już przeszło trzy tygodnie mieszkał upana Sawyera, który wcale nie odznaczał się wstrzemięzliwością i nigdy nie doradzał mu, bysię chełpił, iż ma mocną głowę.Przez cały ten czas Beniamin wahał się nieustannie międzypijaństwem częściowym a pijaństwem zupełnym. Mój przyjacielu  rzekł on do pana Winkle'a, korzystając z chwilowej nieobecności Bo-ba, który poszedł do sklepu, aby przystawić pijawki jakiemuś choremu  mój przyjacielu,jestem bardzo nieszczęśliwy!Pan Winkle wyraził pełne swoje ubolewanie, gdy dowiedział się o tym, i zapytał, czy niemoże zrobić coś, by ulżyć nieszczęśliwemu. Nie, mój kochany, nie.Czy pamięta pan Arabellę? Moją siostrę Arabellę? Czarnooką pa-nienkę? Nie wiem, czy zwrócił pan na nią uwagę u pana Wardle'a.Nieszpetna dziewczyna,panie Winkle.Może moje rysy przypomną panu jej twarz.Pan Winkle nie miał, na szczęście, potrzeby uciekać się do tego sztucznego sposobu, byprzypomnieć sobie piękną Arabellę, gdyż niezawodnie rysy brata z trudnością przypominały-by ją jego sercu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript