Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dyskretnie wypluł resztę świństwa, żeby nieuderzyło do głowy.Poczuł, jak żyły rozciągają się i sztywnieją.Jakby pod skórąniezwykle szybko rósł kolczasty krzak. Robią ze mnie żywcem rujsza , pomyślał.Naprzemian zaciskał pięści, bo to pomagało upchać żyły z powrotem do wnętrzaciała.Ciekawe, czy inni już wiedzą, że zmienił się w rujsza.Rozejrzał się.Jednakz innymi było jeszcze gorzej: głowy mieli kuliste, a zęby, nosy i oczy zupełnie jak klockidrewna. Jak cholerne konie , pomyślał. Ale skurwieli wzięło.Zarżał, jak oni.Nieostrożnywstrząs spowodował, że zaostrzone końce żył przekłuły skórę i wylazły na zewnątrz.Syknął z bólu.Starał się iść w tę samą stronę, co dyniogłowi.Prostokąt nieba nad głowąprzypominał żagiel rozpięty nad stadionem, który nadyma się i flaczeje w takt oddechu.Niepotrzebnie zadarł głowę: mózg nie nadążył z obrotem i teraz, rozhuśtany jak sercedzwonu, bił w czaszkę.Adams schylił się, zatrzymał, ściskając skronie, póki minienieznośny ból. Zagryz znowu, to przestanie walić do łba  podsunął jakiś przechodzień. Oczywiście.Jasność umysłu jest najważniejsza.Trzeba przemóc oszołomienie, ale udawać je.Adams wcisnął w kieszeń torbę z narkotykiem tak, by pozostała widoczna. Tłum dyniogłowych zmienił się w ciżbę wlokących się ludzi.Przygarbieni,z głowami wciśniętymi w ramiona, o niewidzącym spojrzeniu, wykonywali czasemkonwulsyjne ruchy.Adams zgarbił się więc i wcisnął głowę w ramiona.Aleję Przewodniczącego kończył plac.Strumienie ludzi nadchodzących różnymiulicami złączyły się w rzekę prącą ku rzędowi betonowych bram.Płoty ze stalowych rurrozdzieliły tłum na strumyki płynące w stronę kas.W klatkach ze stalowych prętów stalistrażnicy uzbrojeni w broń automatyczną.Nie byli potrzebni: tłum zachowywał sięspokojnie.Czasami tylko wrzasnął ktoś miażdżony o stalowe bramki przez napierającąciżbę.Bramka magnetyczna przed kasą zapiszczała żałośnie, ale okazana latarka niewzbudziła sprzeciwów.Odbierano jedynie noże lub broń palną.Przy kasie Adams pozbyłsię gotówki.Wydawano wliczoną w cenę biletu półlitrówkę okowity, równocześnienieletni podpisywali oświadczenie, że jej pić nie będą, oraz obowiązkowo pobieralipaczkę papierosów i prezerwatywę.Stadion przewodniczącego Nero otaczała betonowa kolumnada, wzdłuż której odwewnątrz ciągnęły się trybuny, podzielone korytarzami wyjściowymi, a tu i ówdzieumieszczono nadnaturalnej wielkości rzezby nagich ciał.Akuratnie wymalowane,przypominały trupy gigantów.Dzisiaj trybuny były puste, a widzowie wypełniali rozległąarenę, otoczoną rzędem kojców z uzbrojonymi strażnikami.Porządkowi tworzyli szpalerzagęszczający się przy kanałach wejściowych.Na środku stadionu wzniesiono z desekokazały podest, a wieńcem wokół niego oraz w innych miejscach mniejsze areny.Nakilku z nich ustawiono klatki z solidnych stalowych prętów.Zabezpieczenia przygnębiły Adamsa.Zamierzał przedostać się przez ogrodzenie dootaczających stadion ogrodów.Co z tego, że bramy z kutego żelaza zamykające wyjściabyły niezbyt wysokie, że ich bogate wzory ułatwiłyby wspinaczkę, skoro po drodze trzebaby sforsować pola ostrzału dwóch karabinów maszynowych i szpaler pałkarzy.? Może chociaż dobrze się zabawię.Zerwał zabezpieczenie i odkręcił nakrętkę.Harauderzyła w gardło żywym ogniem. Z sześćdziesiąt procent. , pomyślał i z powrotem wetknął butelkę do kieszeni.Adams krążył w tłumie, nie zatrzymując się.Wyobrażał sobie, jak spasły, sapiącyz wysiłku podwywiadowca Ribnyj albo kwadratowy Ciampone usiłuje za nim nadążyć.Nie zwalniał, by nie ułatwiać zadania swojemu ogonowi. Niechże facet zapracuje na swoją pensję. , pomyślał złośliwie.Reflektory wyławiały z ciemności podesty, rozświetlając je na biało lub kolorowo.Adams dokładnie przyjrzał się najbliższemu: na podstawie z grubej, stalowej ruryumieszczono scenę, zabezpieczoną pękiem stalowych kolców sterczących ku intruzowi, który usiłowałby się tam wspiąć.Obszernym wnętrzem rury wiodło pewnie zejście dosieci podziemnych korytarzy stadionu, którymi dostarczano psy do walk i tancerki.Wykorzystanie tej drogi dla przedarcia się do parku nie wchodziło w grę.Rozpoczęto walki psów.Na sąsiednim pomoście biały o kanciastym,przypominającym gołą czaszkę łbie odgryzł łapę masywnemu jak mały niedzwiedzprzeciwnikowi.Okaleczone zwierzę wyło przerazliwie, nawet muzyka nie mogła gozagłuszyć.Ominął inną scenę, na której masakrowały się dwa koguty, podjudzane do walkiprzez pracowników obsługi.Na innych podestach tańczyły zespoły dziwacznie poubieranych dziewczyn.Tancerkigibały się coraz gwałtowniej, z rur skierowanych w dół ku widzom dmuchały co jakiśczas opary aromatycznego dymu.Niektórzy wdychali je łapczywie.Adams odsunął się.Na kolejne porcje darmowego haju zawsze zdąży.Kieszeń kurtki nadal rozpychała torbacholernych chrupek.Lampy stroboskopowe oświetliły leżącą na trawie nie odpieczętowaną butelkę.Adams wcisnął ją do kieszeni.Zaraz znalazł następną.Pić nie zamierzał, ale wódka miałatu sporą wartość wymienną.Można było nie pić, nie ćpać, unikać gazowego halucynogenu, ale nie można byłopozostać obojętnym na ogłuszającą, rytmiczną muzykę i stroboskopowe błyski.Adamszaczął podrygiwać jak inni.Sine błyski reflektora wydobywały pary obłapiające się na trawie.Ibn Khaldounikiedyś stwierdził, że udział w igrzyskach przewodniczącego Nero uznaje się tu zawyzwalające i łączące przeżycie, jakie obowiązkowo powinien przejść każdy, zanimwstąpi w związek małżeński, a już koniecznie dziewczyna przeznaczona na drugą żonę. Ciekawe, czy ci dwoje jeszcze się uwalniają, czy już się łączą. , pomyślał.W błyskach stroboskopu nie dało się orzec, na którym etapie obowiązkowego przeżyciasię znajdowali.Jakaś ładna, choć za gruba i krzykliwie wymalowana dziewczyna złapała go za szyję.Coś wykrzykiwała do ucha.Nie po to tu przyszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript