Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na Flyte'a, który znów poprawiał zwiędły goździk w klapie, i powiedział:— Mam od tego dreszcze.— Prawidłowo.— Flyte pokiwał głową.— Prawidłowo.Zjawił się kelner.Niósł jajka na bekonie, parówki i grzanki.19Najgłębszą nocąZajazd przemienił się w fortecę.Bryce był zadowolony z przygotowań.W końcu, po dwóch godzinach ciężkich trudów siadł przy stoliku w sali restauracyjnej, popijając bezkofeinowaną kawę z białego porcelanowego kubka, ozdobionego niebieskim herbem hotelu.Do wpół do drugiej w nocy z pomocą dziesięciu funkcjonariuszy, którzy przyjechali z Santa Mira, dokonano wiele.Jedną z dwóch sal przekształcono w sypialnię, na podłodze leżało już dwadzieścia materaców, dość dla jednej zmiany, nawet gdy zjawią się ludzie generała Copperfielda.W drugiej części restauracji zsunięto kilka stolików, tworząc miejsce do wydawania posiłków.Kuchnię sprząt­nięto i uporządkowano.Obszerny hali zmienił się w ogromnych rozmiarów centrum operacyjne — z biurkami, maszynami do pisania, szafkami na akta, tablicami ogłoszeń i wielką mapą Snow-field.Przeprowadzono też dokładną inspekcję stanu zabezpieczenia zajazdu i podjęto kroki mające zapobiec włamaniu się nieprzyjaciela.Dwa tylne wejścia — jedno od kuchni, drugie od hallu — zamknięto na klucz i zabezpieczono każde dwoma skrzyżowanymi dechami, przybitymi do framug; Bryce zarządził te dodatkowe środki ostrożności, aby nie zatrudniać ludzi do pilnowania wejść.Drzwi na schody ewakuacyjne zabezpieczono podobnie.Nic nie mogło wejść przez wyższe piętra hotelu i zaskoczyć ludzi Bryce'a od góry.Obecnie tylko para małych wind łączyła hali z piętrami.Postawiono przy nich dwóch wartowników, trzeci stał przy wejściu frontowym.Czteroosobowy patrol ustalił, że wszystkie okna na poziomie zerowym są zamknięte, w większości na głucho.Niemniej jednak okna były słabymi punktami ich fortyfikacji.W końcu, pomyślał Bryce, jeśli coś spróbuje dostać się przez okno, dźwięk rozbijanej szyby nas zaalarmuje.Zadbano o wiele innych szczegółów.Okaleczone ciało Stu Wargle'a zostało na razie złożone w pomieszczeniu gospodarczym przylegającym do hallu.Bryce sporządził grafik wart, ustalając dwunastogodzinne zmiany na następne trzy dni, na wypadek gdyby kryzys trwał tak długo.W końcu uznał, że zadbał o wszystko, co należało wykonać do brzasku.Teraz siedział sam przy okrągłym stoliku, popijał sankę i usiłując jakoś pojąć to, co zdarzyło się w nocy, walczył nieustannie z natrętnie powracającą myślą: Mózg znikł.Każda kropla krwi została wyssana.Każda cholerna kropelka.Odpędził obrzydliwy obraz zniszczonej twarzy Wargle'a.Wstał, dolał sobie kawy, wrócił do stolika.Zajazd był bardzo cichy.Przy innym stole trójka z nocnej zmiany — Miguel Hernandez, Sam Potter i Henry Wong — grała w karty, prawie milcząc.Kiedy zabierali głos, to mówili nieomal szeptem.Zajazd był bardzo cichy.Zajazd zamienił się w fortecę.Zajazd był fortecą, do cholery.Ale czy był bezpieczny?Lisa wybrała materac w kącie sypialni, tam gdzie mogła plecami ułożyć się przy ścianie.Jenny rozłożyła jeden z dwóch koców, przykryła dziewczynę.— Chcesz drugi?— Nie.Wystarczy.Trochę głupio iść do łóżka w ubraniu.— Niedługo wszystko będzie, jak powinno.— powiedziała Jenny, ale nie skończyła zdania; zorientowała się, że wygłasza głupoty.— Idziesz już spać?— Za chwileczkę.— Chodź spać — poprosiła Lisa.— Połóż się obok mnie.— Nie jesteś sama, skarbie.— Jenny pogładziła siostrę po włosach.Kilku ludzi — w tym Tal Whitman, Gordy Brogan i Frank Autry — położyło się.Byli tu też trzej mocno uzbrojeni wartownicy, którzy mieli czuwać, by nikomu nic się nie stało przez całą noc.— Czy przyciemnia światło? — zapytała Lisa.— Nie.Nie możemy ryzykować przebywania w ciemności.— Dobrze.Już jest dość ciemno.Pobędziesz przy mnie, dopóki nie zasnę? — zapytała Lisa.Nagle ubyło jej lat.— Jasne.— I rozmawiaj ze mną.— Jasne.Ale będziemy rozmawiały cicho, żeby nikomu nie przeszkadzać.Jenny położyła się obok siostry, podparła głowę na ręce.— O czym będziemy rozmawiały?— Nieważne.O czym chcesz.O czym chcesz.z wyjątkiem dzisiejszej nocy.— Dobra, chcę cię o coś zapytać — powiedziała Jenny.— Pamiętasz, jak siedziałyśmy przed aresztem miejskim i czekałyśmy na szeryfa? Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o mamie? Powiedziałaś, że mama lubiła.lubiła się mną chwalić.Lisa uśmiechnęła się.— Jej córeczka, pani doktor.Och, jaka ona była z ciebie dumna, Jenny.Tak jak poprzednio, to stwierdzenie obudziło niepokój Jenny.— I mama nigdy nie miała do mnie pretensji za wylew taty? — zapytała.Lisa zmarszczyła brwi.— A dlaczego miałaby mieć?— No.bo wydaje mi się, że przysporzyłam mu wtedy wiele zmartwień.Zmartwień i kłopotów.— Ty? — spytała Lisa z niedowierzaniem.— A kiedy lekarz taty nie mógł już obniżyć mu ciśnienia i tato dostał wylewu.— Według mamy, jedyna niedobra rzecz w całym twoim życiu, to gdy na Halloween wykąpałaś łaciatego kota w czarnej farbie i rozlałaś clairol po wszystkich meblach na tylnej werandzie.Jenny, zaskoczona, wybuchnęła śmiechem.— Zapomniałam o tym.Miałam wtedy tylko osiem lat.Uśmiechnęły się do siebie i bardziej niż kiedykolwiek poczuły się siostrami.— Dlaczego myślisz, że mama mogłaby cię winić za śmierć taty? To była śmierć z przyczyn naturalnych, no nie? Wylew.Dlaczego miałaby to być twoja wina?Jenny zawahała się, cofając w myślach o trzynaście lat.Nagła świadomość faktu, że matka nigdy nie winiła jej za śmierć ojca, stała się głębokim, wyzwalającym doznaniem.Poczuła się wolna — pierwszy raz, od kiedy skończyła dziewiętnaście lat.— Jenny?— Mhm?— Płaczesz?— Nie, nic mi nie jest — powiedziała powstrzymując łzy.— Jeśli mama nie miała mi tego za złe, to chyba nie powinnam sama sobie tego wyrzucać.Jestem po prostu szczęśliwa, skarbie.Szczęśliwa, że mi to powiedziałaś.— Ale co sobie ubrdałaś? Jak mamy być dobrymi siostrami, to nie powinnyśmy ukrywać przed sobą niczego.Powiedz, Jenny.— To długa opowieść, siostrzyczko.Kiedyś ci ją opowiem, ale nie teraz.Teraz chcę dowiedzieć się wszystkiego o tobie.Porozmawiały o bzdurkach kilka chwil.Powieki Lisy stawały się coraz cięższe.Jenny przypomniały się oczy Bryce'a Hammonda, łagodne i prze­słonięte grubymi powiekami.I oczy Jakoba i Aidy Libermannów, świecące w odciętych głowach.I oczy funkcjonariusza Wargle'a.Nieobecne.Wypalone, puste oczodoły w wydrążonej czaszce.Chciała oderwać myśli od tej okropności, od tego zbyt-dobrze--zapamiętanego spojrzenia Ponurego Żeńcy.Ale jej myśli nadal powracały do obrazu monstrualnej przemocy i śmierci.Zapragnęła, aby znalazł się ktoś, kto rozmową ukoiłby ją do snu.Zapowiadała się niespokojna noc.W pomieszczeniu gospodarczym, przylegającym do hallu i od­dzielonym tylko ścianą od szybu wind, nie paliło się światło, nie było okien.Unosiła się tu zastała woń płynów czyszczących.Pinesol.Lizol.Pasta do mebli.Pasta do podłogi.Zapasy sprzątaczek leżały na półkach wzdłuż ścian.W prawym kącie, najbardziej oddalonym od drzwi, był duży metalowy zlew.Woda kapała z cieknącego kranu — co dziesięć, dwanaście sekund [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript