[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Za pozwoleniem! Zważmy uczciwie, co robi podczas świąt żona, a co robi mąż? O zacnej żonie wiemy wszystko; spełnia ona.dwanaście prac Herkulesa i jeszcze siedemdziesiąt siedem innych.A teraz wypatroszmy pana męża, oczywiście, z abominacją.Pan mąż przede wszystkim idzie „na rybkę”.Jest to odwieczna instytucja pijacka, męski uzurpowany przywilej, broniony z haniebnym uporem.Jest to wieloryb, a nie „rybka”.Siedem grzechów głównych i kilka pobocznych zebranych przy jednym stole.Niezmiennie powtarza się podczas tej uroczystości gruby dowcipas, że „rybka lubi pływać”.Toteż pływa, hejże ha! Dlatego niewinnym dziatkom tłumaczy się wieczorem, że tatusia „rozebrało’”.Przedtem kazano im mówić rzewnie: „Tato nie wraca…” Człowiek wracający z onej „rybki” przypomina sobie czasem, że w czarodziejski wieczór wigilijny zwierzęta gadają ludzkim językiem; dlatego to często ujrzeć można wąsate indywiduum czule przemawiające do dorożkarskiego konia, szlachetny rumak jednakże nigdy z takim nie wdaje się w rozmowę.Nie to jednak jest najstraszliwszym pomysłem mężczyzny.W świątecznym czasie polska dusza przedziwnie czyni się rozlewna i pragnęłaby cały świat objąć ramionami i całować się z dubeltówki z całym światem.Przeto Polak wszystkich zaprasza na święta, a jest to najwięcej godne podziwu, że najbardziej zaczadziały i zamroczony gość o wszystkim zapomni, ale nigdy o tym, że został zaproszony; zabiera przeto liczną rodzinę, czasem i własnego gościa i wkracza tryumfalnie z łyżką za cholewą.I co wtedy? Pani domu, sierota i biedactwo, nawet zemdleć nie może, bo nie ma czasu.Jest zdumiona, przerażona i pobita rozpaczą.Mąż nigdy nie powie, że zaprosił gości, mniemając naiwnie, że nie wezmą tego na serio i nie przyjdą.Wilk może by nie przyszedł, ale gość? Pani domu, mająca poza sobą kilka dni mordęgi, zaczyna czynić przedziwne sztuki, aby nakarmić rzeszę, i tłucze jakieś zamrożone mięso, zamiast utłuc męża, też go przedtem zamroziwszy.Ponieważ kucharka odbywa świąteczne wizyty, nieszczęsna żona… Nie mogę mówić, gdyż cierniste słowa więzną mi w gardle.Oto jest czarny los żon rozlewnych Sarmatów, podczas świąt najczarniejszy.Jeśli się taki o co zatroska, to chyba o napoje, bo nie dowierza kobiecemu znawstwu.Sam je też wypija.Resztę spycha się na pękająca złotowłosą głowę.Wtedy to jest i „najdroższa”, i „jedyna”, i „ty moje największe szczęście”, i nawet „moja duszyczko”.Proste i bez fałszu serce wierzy tym wszystkim scukrzałym konfiturom.„Uwielbiam cię, moja duszko!” — rzekł raz żarłoczny pająk.Nie chcę siać waśni, radziłbym jednakże słodkim istotom, aby się pilnie przyjrzały tym płomienistym apostrofom.Mąż jest stworzeniem chytrym i podstępnym.Udaje, że jest okropnie przepracowany i że pragnie odpocząć podczas świąt.Kobiecie tego nie potrzeba.Przewrotny wąsal wmówił w nią, że go zgoła obłędnym podziwem napełnia jej mrówcza pracowitość, i wciąż pokrzykuje:— Wy, kobiety, jesteście cudowne, jak wy wszystkiemu możecie podołać?I niby cmoka z podziwem, drab przebiegły, a ona, sromotnie ocyganiona, wyłazi ze siódmej gładkiej skóry, aby jeszcze więcej zdumieć barbarzyńcę.Nie tylko, że upiecze rozmaite makagigi, nie tylko, że upitrasi sosy i bigosy, nie tylko wybłyszczy mieszkanie, posypane przez niego popiołem z papierosów i fajki, nie tylko oporządzi dzieci, nie tylko zbada pod światło każde jajko i każdej rybie zajrzy w skrzela, ale jeszcze temu baszybużukowi wyczyści benzyną zaplamione ubranie i wyprasuje krawat.Co, może nieprawda? Może ja nie wiem?A co będzie po świętach?To samo, co zawsze było i będzie.Mąż zacznie się sierdzić, że święta okropnie dużo kosztowały, więc niech żona znowu kręci głową, aby zawiązać ogon domowych rachunków, niech doprowadzi do porządku mieszkanie i niech wywabi z obrusów rozlewne plamy po czerwonym winie.Już nie „ptaszek”, już nie „duszyczka”, tylko: „Słuchaj no, Zosiu” — „A pamiętaj, Marysiu” — wedle doraźnej procedury dnia powszedniego.O, gdybym ja tak został na miesiąc dyktatorem! („Ach.to marzenie, różany sen!…”) Wielkie nastąpiłyby zmiany.Wtedy i kobieta miałaby radosne święta i odetchnęłaby jak każde stworzenie.Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, tylko co krok — oszukaństwo.Wielkie to szczęście, że się znalazł duch wzniosły, taki jak ja, co się ujmie cudzej krzywdy i użali.Po mojej głowie lata jednak myśl uporczywa i taka mroczna, jak nietoperz.Wielcy reformatorowie często trafiali na posępne nieporozumienie i często karmiono ich niewdzięcznością.Coś mi mówi, że i mnie może spotkać los podobny.Kobiety mogą mi rzec głosem suchym, jak pieprz i jak bobkowe liście:— Może pan ma i rację.Bardzo to nawet prawdopodobne, że pan ją ma… Lecz może nam jest z tym dobrze? Może to cała nasza radość, że możemy się zamęczać dla tych, których kochamy? Może kobiece szczęście mieści się w tych tysiącznych udrękach i może my chętnie płacimy ta udręka za uśmiech w drogich oczach? Więc niech pana o to głowa nie boli…Tak, tak… Molier był mądrym człowiekiem.Kiedy w jego komedii mąż bił żonę, a w jej obronie stanął kiepski znawca ludzi, wtedy i mąż bijący, i pobita żona solidarnie pobili tego, co pchał palce między drzwi.Jeśli tak — odchodzę.Życzę sobie wesołych świąt!Straszliwa zemstaNosił wilk, nosił… itd.Tak długo dzban wodę nosi… itd.Jak ty komu… itd.Kto pod kim dołki kopie… itd.Nareszcie się doczekałem.Wypisywałem rozmaite śmieszne rzeczy o kobiecie — (nie o uczciwej kobiecie, co ma dzieci i szlachetnie żyje, tylko o nieznośnej damie, która nie wie, po co żyje? — powtarzam to po raz setny, a wciąż się gdzieś z kruchty jakaś dewotka czasem odezwie, że ja pogardzam kobietą, i nie może odróżnić żartu od prawdy) — i wciąż czekałem, czy wreszcie się jakieś odezwą nożyce.Oto jakowaś miła białogłowa, pisząca pod pseudonimem „Jagienka spod Lublina” (oj! jaki to rafinowany pseudonim!) wydała książeczkę pt.Żywot pana — mnie poświęconą, z czego jestem oczywiście dumny
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|