[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- On nas śledzi przez cały czas - szepnął Zinga, gdy wspinali się w górę.- Nie wygląda na zbyt odważnego.Wystarczy porządnie wrzasnąć, a ucieknie gdzie pieprz rośnie.- Nie próbuj tego.Jak na razie mamy dość kłopotów i bez tego.- Ho! Więc i ty to nareszcie zauważyłeś.Jak mawiał mój brat z jednego lęgu: życie powinno być krótkie i wesołe.Ciekawe gdzie on teraz jest.O ile go znam, tarza się gdzieś w jedwabiach, jedząc brofidy trzy razy dziennie.Ten zawsze potrafił się urządzić! Nie byłoby źle zobaczyć znów tę jego wredną gębę na szczycie schodów.Świetnie sobie radził w walce wręcz, świetny szermierz.Jedno machnięcie i wróg leży z bebechami na podłodze.Kartr pomyślał, że właśnie teraz przydałoby im się z pięćdziesięciu wojowników, albo choćby z dziesięciu.- Witajcie w domu, wędrowcy! - to Rolth.Jego głowa wychylająca się zza barierki nad ich głowami przypominała, dzięki czarnym goglom, łeb olbrzymiej muchy.- Choć raz stare ptaszysko znalazło dla nas przytulną grzędę.Wejdźcie i odprężcie się, junacy!- A niech to! - nawet Zinga był naprawdę zdumiony rozglądając się po sali, do której wkroczyli.Ściany były jakby z ciemnozielonego szkła, za którym poruszały się barwne kształty - pływające stworzenia wodne! Dopiero po chwili Kartr zrozumiał, że to iluzja zrodzona ze światła rzucanego przez automatyczny projektor.Zinga przysiadł na plecakach przygniatając je do ziemi.- Przepyszne! Przepyszne! Zdolne podniecić najbardziej wybredne podniebienie.Stworzenie, które zaprojektowało ten pokój, to prawdziwy smakosz.Z dumą uścisnąłbym jego dłoń, płetwę czy mackę.Wspaniałe! Spójrzcie na tę czerwoną - czyż nie przypomina do ostatniej łuski soczystej brofidy? Co za wspaniały, cudowny pokój!- Co z żywnością? - spytał Kartr Roltha.Brwi Faltharianina uniosły się tak wysoko, że można je było zobaczyć nad oprawkami gogli.- Rozważasz możliwość przetrwania oblężenia w tym miejscu? Mamy jeszcze kilka nie otwartych puszek podstawowych racji.Około pięciu dni pełnych posiłków, dwa razy tyle, jeśli zaciśniemy pasa.- Chcesz powiedzieć, że sprowadziłeś mnie do tego miejsca będącego jedną wielką kulinarną obietnicą i chcesz, abym się zadowolił ekstraktem pożywienia? Pożywienie - cóż za okropne słowo! Nie wiesz, że i to, i jedzenie, nie są ze sobą w żaden sposób powiązane? Chcesz mnie karmić wyciągiem z grzybów i całym tym świństwem, które musi nam wystarczyć, gdy wspinamy się po gołych skałach, bez szansy na upolowanie czegokolwiek? To najdoskonalsza tortura! Zdecydowanie domagam się poszanowania mych praw, jako wolnego obywatela…- Wolnego obywatela? - zaśmiał się Fylh.- Obywatela drugiej, czy, lepiej, trzeciej kategorii będzie bliższe prawdy.Nie masz żadnych praw.Rolth przyglądał się minie Kartra i włączył do rozmowy.- Czy to tak wygląda? Powiedz prawdę.- Coś koło tego.- Kartr usiadł na jedynym meblu w sali - opalizującej ławie.- Poszedłem do Jaksana.Powiedział mi, że Cummi ma dla mnie rozkazy.- Rozkazy? - brwi Faltharianina znów wyraziły jego zdumienie.- Cywil wydaje rozkazy patrolowi? Może i jesteśmy zwiadowcami, ale nadal należymy do patrolu!- Czyżby? - zastanawiał się głośno Fylh.- Członek patrolu ma statki, siły gotowe go wesprzeć.Teraz jesteśmy jedynie rozbitkami i nie możemy skontaktować się z flotą, kiedy znajdziemy się w ciężkiej sytuacji.- Jaksan tak właśnie myśli.Wydaje mi się, że jakby abdykował na korzyść Cummiego.Idea jest taka, że wicekról prowadzi tu pożyteczną działalność.- A my mamy się czuć szczęśliwi, jeśli uzna nas za przydatnych? - spytał Rolth.- Jasne, zaczynam pojmować.Ale Jaksan? Przecież to dowódca patrolu z krwi i kości.Takie poddanie się mi nie pasuje.Fylh zrobił gest, jakby chciał odsunąć na bok rzeczy nieistotne.- Psychiczne reakcje Jaksana nie są tak ważne, jak coś zupełnie innego.Czy mam rację sądząc, że Bemmy są tu obywatelami drugiej kategorii?- Tak - odpowiedź była ostra, ale Kartr nie czuł potrzeby łagodzenia rzeczywistości.- Czy to znaczy, że zmuszano cię do opuszczenia oddziału? - Zinga oparł się o ścianę i położył szponiaste dłonie na kolanach.- I do tego doszło.- Gdzie jest kres ich głupoty? - zaciekawił się Rolth.- Jeśli chcą, żebyśmy dla nich polowali, to muszą potrzebować żywności.Banda mięczaków z wewnętrznych układów nie będzie w stanie wiele zdziałać biegając po lesie i waląc kijami w krzaki.Zamiast próbować nas skłócić ze sobą, powinni pójść na ustępstwa.- Widziałeś kiedyś, żeby uprzedzeni działali zgodnie z logiką? Jaksan zgodził się z takim podejściem do Bemmych, nieprawdaż? - w oczach Fylha pojawiły się nieprzyjemne błyski.- Nie mam pojęcia, co się stało z Jaksanem - wybuchnął Kartr - i nic mnie to nie obchodzi! Ważniejsze jest to, co się teraz stanie z nami!- Ty i Rolth - zauważył Fylh - nie macie się o co martwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|